Arka Gdynia - Wigry Suwalki 2:4 (Szwoch 52'k, Hofbauer 65' - Kadzior 22' 81'k, Zapolnik 45'k, Santana 53')

Arka: Pavels Steinbors - Damian Zbozien, Michal Marcjanik, Przemyslaw Stolc, Marcin Warcholak - Yannick Sambea (46' Michał Nalepa), Dominik Hofbauer - Marcus da Silva (41' Luka Zarandia), Mateusz Szwoch, Dariusz Formella - Rafal Siemaszko (78' Josip Barisic)

Wigry: Hieronim Zocha - Artur Bogusz (78' Damian Gaska), Maciej Wichtowski, Rafal Remisz, Milosz Kozak - Mariusz Radecki, Rafal Augustyniak - Damian Kadzior, Kamil Zapolnik, Omar Santana (82' Adam Ryczkowski) - Kamil Adamek 

Zolte kartki: Stolc, Hofbauer, Barisić, Steinbors (Arka) - Zapolnik, Santana (Wigry)

W głowach fanów Arki rodziło się przed tym meczem wiele scenariuszy, ale tego co się wydarzyło przy Olimpijskiej nie wymyśliłby nawet Stanisław Lem. Obejrzeliśmy walkę, w której jeden zespół atakował, a drugi ratował się przed spadającymi ciosami. Obejrzeliśmy mecz, w którym jeden zespół grał w piłkę ze stale rosnącą pewnością siebie, a drugi chował bał się wychylić głowę zza podwójnej, nieszczelnej gardy. Arkę uraatował dziś szereg fantastycznych i niecodziennych okoliczności. Najpierw nieco wątpliwy rzut karny, następnie cudowne uderzenie Hofbauera, a w doliczonym czasie gry kaprys sędziego liniowego, który dostrzegł milimetrowy ofsajd.

To był mecz, w którym absurd gonił absurd. Nisko osadzona mgła dodawała mu tylko odpowiedniej scenografii, w której od początku lepiej czuli się grający często w podobnych warunkach goście. Wigry wyszły na prowadzenie w 22. minucie. Najlepszy piłkarz 1. ligi - Damian Kądzior wykorzystał piękne zagranie głową Kamila Zapolnika i ładnym lobem zaskoczył mało ruchliwego dziś Steinborsa. Pierwsza połowa to był pokaz siły Wigier i niemocy kompletnie rozbitych psychicznie Arkowców. Nasz zespół wyglądał tragicznie. Żółto-niebiescy przegrywali niemal wszystkie pojedynki szybkościowe, podawali niecelnie, a do tego popełniali głupie faule. Do takiej kategorii należy zaliczyć przewinienie Yannicka Sambei w 45. minucie, gdy wszedł z impetem w rozpędzonego rywala. Sędzia odgwizdał "jedenastkę", z której nie pomylił się Zapolnik.

Na drugą połowę Arka wyszła nieco zmieniona, personalnie i mentalnie. Arkowcy zaatakowali i w 52. minucie doczekali się swojej szansy. Pechowo interweniował tym razem Zapolnik, ale ręką była z gatunku mocno wątpliwych i dopiero po konsultacji sędzia główny wskazał na "wapno". Tym razem idealnie uderzył Szwoch. Arkowcy z wyniku 1:2 cieszyl się... minutę. Po rzucie z autu pojedynek z Santaną przegrał Hofbauer, Hiszpan zdecydował się na strzał, a piłka ponownie zatrzepotała w siatce. I przy tym strzale Steinbors mógł zrobić nieco więcej. Wigry poczuły wiatr w żagle, jednak Arka po raz drugi potrafiła odpowiedzieć. Rzut wolny w 65. minucie genialnie egzekwował Hofbauer, a potężnie uderzona piłka wpadła w samo okienko! Mecz nabrał niesamowitego tempa. Zawodnicy Wigier pokazali charakter i ruszyli do odrabiania dwumeczowej straty, w czym pomógł im fatalnie dziś dysponowany Steinbors. Łotysz zrobił coś, co znaliśmy do tej pory z Youtube'a i żartobliwych gifów. Położył piłkę na ziemi, która padła łupem wybiegającego mu zza pleców Kądziora. 2:4. Do końca meczu wynik nie uległ zmianie, chociaż okazji było ku temu kilka. Arkowcy zmarnowali dwie sytuacje sam na sam, gdy Zoch fantastycznie zatrzymał Siemaszkę i Formellę, a Wigry... strzeliły gola. Nieuznanego, na całe szczęście, bo spalony był doprawdy milimetrowy. Wielu arbitrów puściłoby tę sytuację z duchem gry. Asystent sędziego Mycia postąpił inaczej i w ten sposób to Arka pojedzie na Stadion Narodowy. Suwalska remontada była o krok od spełnienia. Udało się ją zatrzymać, ale w gdyńskiej szatni po meczu ciężko było o radość i euforię. Ta drużyna jest w potwornym marazmie. Piłkarze są kompletnie rozbici psychicznie, a trener znów stracił z nimi nić porozumienia. W klubie dziś do godzin nocnych będą z pewnością trwały obrady, co zrobić z tym stanem rzeczy. Czy i tym razem obejdzie się bez trzęsienia ziemi?