Po meczu z Polonią naszło mnie sporo przemyśleń, kibicowskich jak i piłkarskich. Większość z was po tytule artykułu stwierdzi pewnie, że będzie miło i pozytywnie. Jednak nie do końca… Opiszę parę sytuacji, które mnie wczoraj spotkały, lub w których brałem udział. Postaram się pisać w miarę chronologicznie, aby ułatwić czytanie i podgląd na te wydarzenia. No więc tak, przed meczem pewne było że na trybunach będzie przyjaźń, zabawa i wzajemne pozdrawianie przez 90 minut. Można było to odczuć już przed godziną 19 gdy Poloniści dosyć szybko zapełniali ‘klatkę’ (którą zresztą później opuścili i przenieśli się bliżej naszych kibiców - na sektor buforowy). U nas trybuny mozolnie zapełniały się pojedynczymi osobnikami, w tym czasie z sektora gości można było usłyszeć głośne „ARKA GDYNIA!!”. Ciarki przeszły. Potem powtórzyli to jeszcze raz i drugi, następnie jeszcze głośniejsza „eMka”. Zresztą nie pozostaliśmy im dłużni i pokazaliśmy że nie śpimy . Najpierw „POLONIA BYTOM”, a następnie „KRÓLOWA ŚLĄSKA”. Tuż przed meczem nastąpiła wymiana flag między kibicami Arki i Polonii (jedną otrzymaliśmy my a drugą bracia z Bytomia). Dużo, naprawdę dużo można by było pisać o tej przyjaźni, ale zakończę to jednym zdaniem, które wypowiedział Megafon – ‘Wszystkie zgody powinny wyglądać jak ta nasza’. W trakcie pierwszej połowy po trybunach ‘krążyły’ puszki do których zbierano pieniądze dla Damiana – kibica który obecnie znajduje się w stanie śpiączki. O akcji wiadomo było długo przed spotkaniem, dlatego każdy mógł zabrać ze sobą to parę złotych więcej. Efekt? Ponad 7 tysięcy złotych plus gadżety Polonii Bytom które zostaną wystawione na aukcje. W tych 7 tysiącach znajduje się 1200 zł zebrane przez Polonistów… Nie trzeba tego komentować – DZIĘKUJEMY!!! Pierwszą, symboliczną złotówkę do puszki wrzucił Miłosz, który już przekonał się co znaczy „NIGDY NIE ZOSTANIESZ SAM”. Ale czy to hasło z którym tak się identyfikujemy faktycznie ma taką wagę?? Nie do końca… ale to napiszę i rozwinę na końcu artykułu. Teraz nadszedł czas na najważniejszą rzecz jaką chciałem dziś opisać a mianowicie – piłkarze. Ale nie, nie – broń Boże nie będę analizował ich gry. Gra, taktyka, zmiany, sytuacja kadrowa… dla mnie to jest obce. Ja spoglądam na nich jak na ludzi, a nie jak na „pracowników”. Gdy wszyscy patrzą na kolejną sytuacje „Nitka” ja spoglądam gdzieś na ławkę rezerwowych aby wypatrzyć reakcje naszych zawodników, gdy Żuraw strzela karnego, to mnie interesuje tylko jego zachowanie po strzale, emocje, radość. Długo bym tu mógł wymieniać, ale po co?. Jak wiadomo, nasi piłkarze skompromitowali się przegrywając na własnym terenie z Polonią Bytom 1 do 3. Po ostatnim gwizdku sędziego większość z nich szybko schowała się w szatni. Nie podeszli podziękować za doping. Wstydzili się, a może bali?! Napisałem WIĘKSZOŚĆ, ponieważ znalazło się czterech zawodników którzy mimo tego że cały zespół zszedł z murawy, postanowili zostać i podziękować kibicom. Na trybunach zostało dosłownie kilkadziesiąt osób. Ja stałem wraz z mała grupką fanatyków na „zegarze”. Patrzymy w prawo – 5, może 6 osób które czekały chyba na znajomych. Patrzymy na lewo – dwie osoby, jedna nie trzyma się na nogach. A na wprost – piłkarze. Czterech odważnych. Taka myśl chodziła po głowie - ‘po co oni tu idą?’, ale nic to, czuliśmy że skoro mimo wszystko truchtają w naszą stronę to warto się odwdzięczyć. Pierwszy podbiegł Grzesiu Niciński. Usłyszał od nas głośne „Nigdy Cię nie zdradzimy…”, uwierzcie że choć było nas maksymalnie 7, 8 osób, to każdy włożył w to serce i efekt był bardzo dobry. Na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. Podniósł ręce do góry i klaszcząc powoli się oddalał. Pozdrowiliśmy go jeszcze skromnym „GRZEGORZ NICIŃSKI” a następnie czekaliśmy na pozostałą trójkę która została trochę z tyłu. Przybiegli. Ulanowski, Bułka, Przytuła. Powtórzyliśmy - „Nigdy Cię nie zdradzimy…”, następnie ‘Uli’ oraz Bułka doczekali się od nas pozdrowień. Gdy piłkarze odchodzili spod „Zegara” usłyszeli jeszcze bardzo głośne „ARKA GDYNIA POLONIA”. Zaś że strony przyjezdnych Polonistów cały czas dochodziły miłe okrzyki . Mamy ponad 20 piłkarzy w kadrze, trenerów, dyrektorów i cały sztab szkoleniowy, ale Arkowców jest tylko dwóch i nie trzeba wymieniać nazwisk a wszyscy wiedzą kogo mam na myśli. Oni mają Arkę w sercu, nie na koncie w banku… Ta nasza mała grupka rozeszła się w końcu do swoich domów. Ja zostałem. Chciałem popatrzeć jeszcze na radość naszych braci, łezka się w oku zakręciła… Miałem ochotę krzyknąć „Fajnie że wygraliście, cieszę się z wami!”. Stadion opustoszał. Jakiś ochroniarz stał i coś do siebie mówił. Nie wiem, może wynik nieodpowiedni . Gdzieś w oddali można było jeszcze usłyszeć „POLONIA POLONIA POLONIA !!!” A na wprost czerwone światełka z gdyńskiego SEA TOWERS. Czuć w powietrzu lekki smutek i niepokój, ale co tam –ARKA TO MY. Wychodziłem już praktycznie ze stadionu gdy zauważyłem jednego kibica który wyraźnie sobie popił. Nie mógł wstać. Pomagał mu (jak się później dowiedziałem) jego brat. Postanowiłem zaoferować swoją pomoc. Czas miałem, a skoro jeden z nas ma kłopot to trzeba przecież pomóc. Jakoś daliśmy radę go ‘wyprowadzić’ pod kasy stadionu. Tam stała grupka Arkowców. Pełna szydera z faceta, zero pomocy, krzywe spojrzenia. Sporo osób nas mijało, nikt nie pomógł i nawet się nie spytał… A kto z nich wie że jutro nie będzie potrzebował pomocy??! Nie będę się rozpisywał na ten temat, wszystko dobrze się skończyło, mężczyzna trafił do swojego domu. NIGDY NIE ZOSTANIESZ SAM. Udowadniamy to z każdą kolejna akcją, my – kibice. Szkoda tylko że tak na co dzień nie potrafimy sobie pomóc w trudnych sytuacjach. Prośba do wszystkich kibiców – nie nadużywajcie tego hasła jeśli nie wiecie co ono znaczy. To chyba wszystko co mi dziś chodziło po głowie. Na koniec – POZDROWIENIA DLA KRÓLOWEJ ŚLĄSKA!!! TAKICH BRACI SIĘ NIE TRACI!!! R.K