"Każda klęska jest nawozem sukcesu" - mówi jeden z bohaterów kultowego "Poranka Kojota". Gdyby traktować jego słowa dosłownie, gdyńskie ziemie byłyby bardziej urodzajne niż czarnoziemy Wyżyny Lubelskiej, a sukces byłby tu murowany jak świece dymne na derbach Buenos Aires. Mało który klub ma w Polsce taką renomę, a przy tym tak ubogie piłkarskie CV. No bo spójrzmy. 12 sezonów w ekstraklasie na 87 lat istnienia? Najwyższe miejsce w kraju - siódme? I na osłodę Puchar Polski + 2 mecze w europejskich pucharach? Gaston Sangoy, czytając metryczkę Arki na Wikipedii, raczej nie upuścił yerba mate z wrażenia.

Na sukcesach Arki wychowali się wyłącznie dzisiejsi 50-latkowie, ci nieco młodsi uczyli się kibolskiego rzemiosła jeżdżąc po wsiach i miasteczkach Pomorza, a kolejni żyli złudzeniami o Lidze Mistrzów i potędze naszego dobrodzieja. Nie nazwę żadnego kibica Arki "kibicem sukcesu", bo Arka to nie jest klub sukcesu. Kibicowanie Arce to fanatyzm w czystej postaci, chociaż pewnie niektórzy rozumieją go inaczej. Idziesz na mecz z ROW-em Rybnik albo Okocimskim Brzesko i nie wiesz, czy akurat piłkarzowi X będzie się chciało biegać albo czy nie wykupił dzień wcześniej połowy działu monopolowego w Almie. Taka była nasza przygoda z 1. ligą. Tabuny przypadkowych zawodników (pamiętacie takich gości jak Nakano albo Radosavljević?), przypadkowych decyzji i przypadkowych wyników. Rozmowy pod płotem (Świnoujście), rozmowy w szatni ("to tylko sport"). Serio, o tych 5 latach, można by napisać niezłą książkę. Zatytułowałbym ją "Rok nie wyrok", copyright Marek Stępa:

Rok 2011 był trudny dla wielkich klubów. Spadła przecież nie tylko Arka, ale i słynne River Plate Arka ma większe szanse na sukces niż River Plate. Tam odwrócili się od niego sponsorzy, a Arka ma sponsorów i może liczyć na władze miasta. Udzielimy pomocy, której klub będzie potrzebował. Przed nami tylko rok w I lidze. Rok nie wyrok, wytrzymamy!

Cudowny cytat. Perełka. No ale niestety, piłka nie jest sprawiedliwa. Biedne River sięgnęło w ciągu dwóch ostatnich lat po dwa najcenniejsze klubowe trofea Ameryki Południowej, a bogata Arka musiała czekać 5 lat na wygrzebanie się spod ziemi. I tylko jedno się zgadza. Władze miasta nie opuściły Arki (choć mam wrażenie, że kibice liczą na jeszcze większe wsparcie w ekstraklasie) i takim osobom jak Tomasz Banel należy się imienna pochwała, bo zrobiły dla Arki naprawdę dużo, często będąc w cieniu. Zresztą, tych osób jest więcej, bo Arka od pewnego czasu stoi ludźmi. Może nawet doczekamy czasów, gdy zacznie działać klubowy marketing, profesjonalny system sprzedaży biletów i obszerny dział prasowy. A co, w takiej chwili wolno pomarzyć.

10 maja 2016 roku Gdynia utonęła ze szczęścia, śpiewom i radości nie było końca, a pod sukces z uśmiechem na ustach podpięło się nawet wiele osób, które jeszcze kilka lat temu szydziło z ludzi walczących o marzenia i przyszłość Arki. Ja to widzę nieco inaczej. Dla mnie ten mega sukces ma oblicze kilku naszych piłkarzy. Przede wszystkim Krzyśka Sobieraja. Znamy się kilka ładnych lat i wierzcie mi, nie ma drugiego piłkarza, który tak przeżywa i analizuje mecze Arki. W minionych latach bywał skonfliktowany z niektórymi futbolistami, co wynikało tylko i wyłącznie z tego, że nie umiał przymykać oka na ich postawę. Dziś nadal pełni ważną rolę (to on zebrał zawodników na pomeczową integrację po awansie) i nikt tak nie zasłużył na podniesienie pucharu za wygranie ligi jak "Sobi". Pasuje mi do niego hasło z flagi Wejherowa - "lata walk, wyjazdów, zwycięstw i klęsk - wszystko to dla Ciebie, Arko". Zawsze żałowałem, że przez nieudolnych działaczy musiał grać lata poza Gdynią, bo dziś dobijałby do rekordu Darka Ulanowskiego.

Michał Nalepa. Wychowany na naszych trybunach i ulicach. Łamał krzesełko po porażce w ostatnich derbach, zawsze stawał w obronie kolegów, nie odpuszczał żadnego starcia na boisku. Wyjątkowy charakter do walki, ale i duże umiejętności, które dały nam wiele kluczowych punktów. Po meczu ruszył na gniazdo, a potem, obwiązany flagą i szalikiem, prowadził też doping na plaży. Reprezentuje liczną grupę wychowanków, którzy oddali Arce to, co od niej dostali. Kredyt w stu procentach spłacony. Wreszcie, ten awans ma dla mnie twarz Marcusa. Obcokrajowca, który znalazł w Gdyni swoje miejsce na ziemi, przeżył tu najpiękniejsze i najsmutniejsze chwile swojego życia. Piłkarza, który całą rundę był w cieniu, nie błyszczał jak kiedyś, ale to on przeprowadził najważniejszą akcję, jakby czuwał w tym momencie nad nim Chrystus z Rio, którego odwiedził tej zimy. Zachęcam do przeczytania raz jeszcze jego opowieści. Czy nie przypomina ona długiej i krętej drogi Arki do awansu? Bardzo cenię bramki i asysty Dariusza Formelli, ale to nie on będzie dla mnie symbolem tego awansu. Bo ten awans to 5 długich lat, pełnych naprawdę paskudnych chwil i porażek. Sobieraj, Nalepa czy Marcus przeżywali je razem z nami i dla mnie nie ma w tym grama przypadku, że to na ich twarzach widzieliśmy największe wzruszenie.

 


Pamięć jest zawodna, więc to chyba najlepszy moment, żeby przypomnieć jak to się wszystko zaczęło. W styczniu 2012 roku grupa kibiców Arki rozpoczęła walkę o swój klub. Często wyszydzani, wytykani palcami, trwali w tym do końca, aż w klubie doszło do małego trzęsienia ziemi i cała Polska usłyszała prawdę. Zadłużona po uszy Arka stała nad przepaścią, do tego na jednej nodze, ale dzięki walce tych ludzi i planowi naprawczemu udało się utrzymać równowagę i krok po kroku kierować się na właściwą drogą.

Awans do ekstraklasy to na pewno wynik ponad stan. Arka przystępowała do rozgrywek z budżetem, pozwalającym myśleć raczej o lokatach 7-8 aniżeli wygraniu ligi po 29. kolejce. Trudno uwierzyć, ale więcej piłkarzom płaciły nawet Chrobry Głogów czy Bytovia. Nie bez powodu działacze dali sobie jeszcze jeden rok, ogłaszając plany awansu dopiero na czerwiec 2017. Udało się jednak zebrać świetnie rozumiejącą się grupę zawodników, która miała nieco inne plany. Teraz, jak powiedział w nocy z wtorku na środę Antek Łukasiewicz, dopiero prawdziwa robota do wykonania. Nowy etap, nowe cele. Klub musi organizacyjnie nadążyć za sukcesem sportowym i stworzyć drużynie warunki godne ekstraklasy. I są sygnały, że zmierza to w dobrą stronę. Trwają rozmowy ze sporymi podmiotami w sprawie inwestycji w Arkę, trwają poszukiwania nowych zawodników, przy czym kręgosłup drużyny ma zostać oczywiście zachowany. Część zawodników ma wpisaną klauzulę przedłużenia kontraktu po awansie do ekstraklasy, ale możemy spodziewać się też w Gdyni kilku nowych piłkarzy, którzy wpasują się w zespół piłkarsko i mentalnie. Kurs na ekstraklasę został obrany i oby Arka już nigdy z niego nie zbaczała! Na koniec cytat z pracy dyplomowej Łukasza Kowalskiego. Chyba w tym zdaniu jest trafnie spuentowana recepta na sukces takich klubów jak Arka, gdzie pieniądz nigdy nie był i nie będzie na pierwszym miejscu. To nie przypadek, że tak wielu zawodników chce i lubi tu wracać.

"Arkowcem się nie bywa, Arkowcem się jest. Jeśli każdy to zrozumie - klub skazany jest na sukces.

mazzano