Tomasz Jarzębowski urodził się 16 listopada 1978 roku w Warszawie, przygodę z piłką rozpoczął w Legii, do której wrócił w 1997 roku po kilkuletnim pobycie w juniorach Agrykoli. Łącznie dla wojskowego klubu grał do 2010 roku z przerwą na trzyletni pobyt w GKS Bełchatów. Tam dał się poznać jako skuteczny pomocnik, strzelając w każdym sezonie po kilka bramek. Jest legionistą z krwi i kości, co wielokrotnie podkreślał, zdarzyło mu się nawet poprowadzić doping na jednym z wyjazdowych meczów CWKS-u. Wydawało się, że bieżący sezon rozpocznie w Dolcanie Ząbki, gdzie odbudowywał się po kontuzji, ale wobec braku klasowego defensywnego pomocnika, sięgnęła po niego Arka. Dziś nikt tego ruchu nie żałuje - "Jarza" wprowadził się znakomicie, strzelił już kilka bramek i jest jednym z liderów coraz lepiej grającej Arki. Jak sam deklaruje, to że jest legionistą, sprawia, że angażuje się jeszcze mocniej w grę Arki, bo wie, jakie są wobec niego stawiane wymagania.

Kiedy trafił Pan do Arki, przeszła ona metamorfozę. Dlaczego?

Mam nadzieję, że choć w małym stopniu dzięki mnie. Początki nie były dobre, trafiłem do Arki w okresie startowym, od razu wskoczyłem do składu. Dobrze, że nasz trener to niezły fachowiec, wiedział, ile mogę grać, wpuścił mnie na boisko w pierwszym meczu, a następnie dał odpocząć. Dzięki temu spokojnie mogłem wejść w rytm.

Podobno podpisując umowę z Arką zadeklarował Pan, że strzeli 5 goli. Po miesiącu ma pan już 4.

Ta „5" wzięła się z tego, że tyle wynosi do tej pory mój rekord pod względem zdobytych bramek na rundę. Niczego nie obiecywałem, ale sam muszę przyznać, że pod względem skuteczności nie jest źle. To nie moja zasługa, a kolegów, którzy świetnie podają.

Trudno legioniście odnaleźć się w Gdyni?

Ja nie mam żadnych problemów z kibicami, wydaje mi się, że oni ze mną również. Dobrze zdają sobie sprawę, czyim wychowankiem jestem, skąd tutaj przyszedłem, dla kogo bije moje serce, i chyba to akceptują. Trudno, żeby mieli do mnie pretensje, skoro zap... co sił dla ich klubu, angażuję się nie na sto, a na jeszcze więcej procent. I cieszę się, że nie spotyka mnie od nich nic złego, a wprost przeciwnie, są pełni uznania dla tego, co robię. Będę zasuwał dla Arki co sił, obiecuję.

Cały wywiad w dzisiejszym Przeglądzie Sportowym.