W przeciwieństwie do wtorkowego pojedynku z angielskim West Ham United, na tym meczu na trybunach prawie nic się nie działo. Można było zatem skupić się na grze piłkarzy, która była zadziwiająca. Nie mnie oceniać ich formę czy ewentualne braki, ale piszę zadziwiająca, bo po raz pierwszy od dawna ujrzeliśmy zwycięstwo naszej drużyny przed własną publicznością. Niech żałują ci, którzy spóźnili się na pierwszy gwizdek, bo obie bramki, notabene autorstwa Przemka Trytki, padły w przeciągu siedmiu minut. Potem okazje jeszcze były, bo poprzeczka i słupek zostały jeszcze obite przez naszych kopaczy. No ale trzy punkty pozostają w Gdyni.
Jak już wspomniałem na trybunach wiało nudą, a czasem można było słyszeć okrzyki piłkarzy, jak to bywa na meczach bez publiczności. I faktycznie, tej było dzisiaj bardzo mało, nie więcej, niż 5tys. Oprawy nie było, trzeba było wszak odpocząć i napawać się wspomnieniami z wtorku. Ale nie mam oczywiście do nikogo pretensji. Z Odry przyjechało na oko aż 7 osób, więc ani kibicom gości, ani gospodarzom nie było warto nawet jej pokazywać. Doping również na niewysokim poziomie, czasem lepiej, czasem gorzej. Miejscami aktywna była kryta, szczególnie sektor D. Na stadionie piknik.
Cieszą trzy punkty, atmosfera na stadionie niekoniecznie martwi, bo raz na rundę można „wziąć sobie wolne” i w spokoju pooglądać mecz w towarzystwie pana Zdzisława. Zapraszam na wtorek, kiedy konieczne będzie zwycięstwo z Jagiellonią, aby awansować do kolejnej rundy Pucharu Polski. No i oczywiście zapisujemy się na Bełchatów!